Czy @Prawo.Marcina szkodzi?

preview_player
Показать описание
Wielokrotnie słyszę od nauczycieli, że "Prawo Marcina" rozwala im lekcje. Czy należy przestrzegać prawa? Absolutnie tak. Co jednak z konwenansami i normami społecznymi? Jak się ma teoria wobec praktyki z którą na co dzień zderzają się nauczyciele?
Рекомендации по теме
Комментарии
Автор

To jest problem, który mam z Prawem Marcina. Nie uważam, że on szkodzi, bo jednak edukuje na temat swoich praw, ale zapomina, że życie i prawo to często dwie różne rzeczy. Ale w tej kwestii bardziej wkurza mnie Lesław Dzik, który już zupełnie o tym zapomniał. Mam nadzieję, że Marcin to obejrzy i jakoś odpowie.

madokamadi
Автор

W liceum, do którego chodziłam, była średnio jedna kabina toaletowa na każde ponad 100 uczennic i kolejki były na pół korytarza, a i tak często dzwonek na lekcje dzwonił, kiedy było się zaledwie w połowie owej kolejki. Zakładając, że jeśli siedzimy w szkole 7.25 – 16.05 (bo niestety zdarzały się takie dni i to częściej niż raz w tygodniu), do tego doliczmy, że średnio każdy dojeżdża 45 minut w jedną stronę. Czyli przez te 10 godzin od wyjścia z domu, do powrotu, załóżmy, że każdy chciałby raz albo dwa razy skorzystać z toalety. Do tego, w pierwsze 4 najobfitsze dni okresu, podpaski/tampony powinno się zmieniać między godzinę, a 4 godziny, średnio, co 2, 5 godziny, czyli co trzecią przerwę. Jeśli średni czas trwania cyklu miesiączkowego to 28 dni, to znaczy, że 1/7 dziewczyn ma na raz okres. Czyli załóżmy, że na każdą kabinę przypada około 15 dziewczyn z okresem i 90 bez. Zakładając, że każdy robi tylko siku i jest w stanie zmieścić się w minutę, a jeśli do tego zmienia podpaskę/tampon, wyrobi się w 2 minuty, okazuje się, że dzienni, żeby każdy mógł skorzystać z toalety, potrzeba 120 minut. Jeśli w takim jednym dniu szkolnym mamy 3 przerwy po 10 minut i 5 po 5 minut i weźmiemy pod uwagę, że podczas pierwszej przerwy prawie nikt jeszcze nie potrzebuje skorzystać z toalety, to wychodzi nam 50 minut przerwy łącznie. Odliczmy jeszcze po około minucie z każdej przerwy, bo przecież nie zdarza się niemal wcale, żeby nauczyciel pozwolił wyjść z klasy równo z dzwonkiem, zazwyczaj chciałby jeszcze dokończyć wątek, podyktować zadanie domowe, potem trzeba spakować zeszyty i piórnik i jeszcze przebiec (albo powoli przeciskać się w tłumie) pół korytarza do tej toalety. I w ten sposób okazuje się, że tylko około 1/3 dziewczyn była w stanie załatwić swoje potrzeby na przerwie. I nic dziwnego, że nabawiłam się dość nieprzyjemnych problemów z nerkami już w wieku nastoletnim (jest szansa, że już się z tego nie wyleczę), nie mówiąc już o tym, jak trudno dobrze napisać sprawdzian, skoro podczas jego pisania skupiam się głównie na uczuciu pełnego pęcherza (a podczas sprawdzianów/kartkówek nauczyciele już zupełnie nie chcieli wypuszczać uczniów do toalet, pewnie spodziewając się, że każdy kibelek obklejony jest ściągami, zresztą często pytań na sprawdzianie było tyle, że nie opłacało się skracać sobie czasu na jego napisanie).

Chciałabym zaznaczyć, że tak właściwie to zgadzam się z większością tego co mówisz, ale uważam, że nauczyciel powinien zawsze wypuszczać ucznia do toalety, zamiast mówić, że mógł to zrobić na przerwie, bo zazwyczaj naprawdę nie mógł. Nie będę przecież w zimie pędzić do pobliskiego parku, żeby zrobić siku pod krzakiem, nie mówiąc już o tym, że nawet pełnoletni uczniowie, nie mogą wychodzić poza teren szkoły w trakcie przerwy.

Eedytka
Автор

Nie do końca się z tobą zgadzam. Oczywiscie, nie we wszystkim ale...
Ja od najmłodszych lat byłem osobą, która nie siedziała obojętnie, czytała statuty, konwencje i sprzeciwiała się łamaniu prawa przez nauczycieli. Oczywiscie, dzięki temu, sam wiedziałem na co bardziej uważać.
W tym samym czasie wszystcy znajomi na mnie patrzyli i mówili "Ale po co ty to robisz", "Po co się narażasz", "To nauczyciele, to nie ma sensu".

Oczywiście, że był sens, a dużo łatwie by było, gdyby więcej osób było za mną zamiast się obawiać.

Takie osoby jak prawo Marcina, nie spłycają swojego zaangażowania jedynie do mówienia o tym, że uczeń ma prawo iść do toalety czy się napić - chociaż to też są ważne sprawy.
Pamiętam, jak musiałem skorzystać z łazienki i dostać uwagę i zignorować nauczyciela, który mi zabronił bo mam swoje potrzeby.
Nie każdy taki jest, być może nawet większość nauczycieli jest dobra, ale zdarzają się tacy, którzy prawa łamią.

I jak nawiązywałem wcześniej, prawo Marcina mówi też o godności człowieka, o przemęczeniu, którego nauczyciele nie mają prawa fundować, o naruszaniu prawa do posiadania własności, czy karania ocena z przedmiotu, za zachowanie.
1 z matematyki, bo gadałeś na lekcjach? No nie, nauczyciel nie ma prawa.

Rozumiem też mimo wszystko o czym mówisz, ale to są już problemy prawa a nie człowieka, który stanowi przeciw wagę do tego, co robiono nam w szkołach. Tam nam gadali tylko o obowiązkach, więc w końcu ktoś nam mówi o prawach.
A to, że system nie potrafi tego uregulować, to probkem systemu...

Tak czy siak pozdrawiam cię serdecznie i liczę na dyskusję!

editbyfrn
Автор

Czytam komentarze „młodych” specjalistów i już wiem, że wyprowadzka z Polski będzie konieczna.

MrRachciach
Автор

Nawet z 10 nie ma zbyt problemu. Miałam nauczycielki, które pozwalały całej klasie pić herbate i jeść o ile nie było to coś o mocnym zapachu. I ciekawostka nie rozwalało to lekcji i mieliśmy dobre wyniki z przedmiotu a nie był najprostrzy. A nie powiem, żebyśmy byli aniołami. To było na zasadzie obopulnego szacunku. Ale to nauczyciel musi ogarnąć, że uczeń też człowiek.

karolinad
Автор

kiedyś był pan u nas na spotkaniu w szkole w gorczenciy, i w sumie przypomniało mi się jak mój kolega z starszej klasy kłócił się z nauczycielką i poruszył temat prawa marcina i dostał za to uwagę

jimmyyiedgasd
Автор

Tyle tu rzeczowych argumentów! Tak powinien wyglądać kontent o prawach w szkole (rozważania ujęte z każdej strony).
Prawo Marcina ma płytki kontent (tzn. nie próbuje nawet omówić poruszanego przez siebie tematu, rzuca suche hasła), nastawiający szczególnie młodych ludzi przeciwko nauczycielom.

Robin-chan
Автор

5:07 Tyle że problemem treści tych praw jest lekki szok. Bo nauczyciele od lat powtarzają nam o tym czego nie wolno. O tym że nie możemy chodzić bo tak i możemy dostać tego konsekwencje. Uczniowie nie byli edukowani w tym aspekciem np. mówiono że nie wolno iść do toalety. Nagle młodzież dowiedziała się że wszystko co wpajano od lat było kłamstwem. Masz rację jeżeli chodzi o prawdy moralne, ale od lat nauczuele traktowali to jako prawo. Wpajali to że nie możesz iść do toalety i że nie możesz iść czy się napić. Nie możesz bo tak.

KURA
Автор

z tym kiblem to by mogło się wydarzyć gdyby ktoś do szkolnego obiadu dodał środek przeczyszczający i w tedy to nawet cała szkoła by chciała iść do ładzieńki

Soren_Falkenrath
Автор

Jest odwieczny problem z pełnoletnim uczniami. Bo jasne, prawnie to są dorośli ludzie... Ale jeśli taki typ zawinie się z lekcji - bo się sam zwolnił, ma prawo - i coś mu się stanie, albo coś nielegalnego zrobi... To nauczyciele i szkoła mają przekichane z rodzicami tego człowieka. Miałam takie historie, że ludzie coś odwalali albo mieli wypadek i rodziców szlag trafiał bo mieli w tym czasie być w szkole i pod 'opieką' nauczyciela.
To nie jest zero jedynkowe i nigdy nie będzie. Świat jest trochę bardziej skomplikowany...

IwonaKlich
Автор

Chodzenie do toalety rozumiem, gdyby to się wydarzyło masowo to by rozwaliło zajęcia. Ale w jaki sposób napicie się i zjedzenie czegoś miało by rozwalić lekcję?

tymion
Автор

Kiedy w biegu po "wyzwolenie" z "terroru" nauczycielskiego gubi się logika, to mamy problem.
Krzysztofie, świetnie to przedstawiłeś. 👍 like jak zawsze i dzięki za kolejny wartościowy materiał.

Kathi
Автор

Moim zdaniem i uczniowie powinni podchodzić do tematu dojrzale a nauczyciele powinni być wyrozumiali. Jeżeli któraś ze stron tego nie dowozi to wtedy należy sięgać po prawo

ŁukCab
Автор

Cieszę się że po ośmiu latach nie muszę już słuchać na lekcjach kiedy uczeń zaczyna mówić nauczycielowi o prawie. Szczerze mówiąc to z strony niektórych uczniów jest to męczące a wielu i tak uważa że jest to super bo ktoś sprzeciwia się nauczycielowi i podaje prawne argumenty dlaczego on ma prawo iść do toalety. Poza tym nie dziwię się że nauczyciele nie chcieli puszczać ich do łazienki bo często zdarzały się sytuacje że wyremontowana łazienka była demolowana. Pić nigdy nikt nie zabraniał i często sama z tego korzystałam. Poza tym nauczyciele nie chcieli też puszczać ich do łazienki ponieważ sporo osób tam paliło

suszorro
Автор

Bardzo dobry komentarz… Marcin działa według takiej zasady - niech się zawali szkoła, byleby tylko przepisy były respektowane…

grzegorzklicki
Автор

Pozwolę sobie być adwokatem (hehe) diabła, i powiem tak. Jakby ja osobiście nie szedł bym w stronę tego, jakoby to Marcin był tym "szkodliwym", bo sprawa przypomina analogicznie sytuację nauczycieli. Zarzuca się im, że przeprowadzają lekcję w sposób nudny, że zadają tony prac domowych, że speedrun'ują program nauczania. I moim zdaniem to jest problemem w systemie edukacji, ale nie jest on spowodowany (przynajmniej w dużej mierze) PRZEZ nauczycieli. Oni dostają takie wytyczne, jakie narzuca system edukacji, i tyle. Podobnie Marcin, on tylko mówi jak prawo wygląda. A to że prawo wbrew pozorom, jest czasami ogólnikowe, i nie odpowiada na takie precyzyjne kwestie jak " co gdy cała klasa nagle chce siku" to już inna kwesita.

Ps. Swoją drogą, lubię oglądać zarówno Marcina, jak i ciebie Krzysiu, i powiem ci, że dzięki tobie, ja również zacząłem pisać. Pozdrawiam 😁

Demon_Killer
Автор

Jeżeli chodzi o wyrwanie telefonu z ręki ucznia przez innego ucznia to nie można rozpatrywać tego jako przestępstwa i wzywać policję. Aby czyn był czynem zabronionym musi wyczerpać znamiona czynu zabronionego. Jednym z nich jest społeczna szkodliwość czynu wyższa już znikoma. Przepychanki dzieci w klasie ciężko rozpatrywać jako czyn społecznie szkodliwy. Nauczycie zgani jednego i nakaże oddać telefon. Tyle, nie trzeba wzywać policji.

Czettritz
Автор

Problem z prawem marcina jest taki, że wszystko pokazuje jako czarno - białe, nie ma odcieni szarości. To samo w sobie jest złe. Dobrze, że porusza temat praw ucznia, tylko potem dzieciaki w szkole, myślą to prawo jest moralne, prawdziwe i ludzkie. Wychodzenie do toalety to kwestia nauczyciela, ale zawsze dobrze sobie ustalić jak w danym roku u niego na zajęciach to wygląda. Przeważnie normalnie można było sobie zgłosić wyjść i załatwić swoje. Bardzo ważnym jest pierwiastek ludzki. Jak uczniowie są chamscy, agresywni to czemu nauczyciel ma traktować ich tak samo przedmiotowo. Temu też pierwsze dni nowego roku są ważne, aby sobie znormalizować relacje z nauczycielem. W kilku kwestiach z prawem marcina nie mogę się zgodzić, jak on uważa, że prace domową nie można dać 1. Normalny nauczyciel nie da jak zadał np: 5 zdań z matmy a, ty zrobiłeś tylko 2, bo tyle potrafiłeś. Często stosowane są - i + i niekiedy jak ktoś bardzo dobrze wykonał pracę jest ona oceniana i poprawia sytuację ucznia. Ja bym chętnie posłuchał rozmowy, wykładu jakiś nauczycieli z marcinem, jednak takich co wiem nie ma. Według niego pracę na lekcji też nie można oceniać. - co jest totalnie nie prawdą. Logika teraz nauczyciel powinien dawać 1 za zachowanie na lekcji i 1 z przedmiotu, jak uczeń nic nie robił, przeszkadzał i nie wykonał zadania. Znajcie swoje prawo marcina.

krzysztofprus
Автор

Prawa jednego czasem kolidują z obowiązkami innego. Ale korytarze nieraz są monitorowane.. być może o ile uczeń jest powyżej tego 12 roku życia gdy nawet rodzic może go puścić do szkooły czy sklepu samemu to nie powinno się tak ortodoksyjnie podchodzić do opieki nauczyciela, że nawet oosiemnastolatek jest traktowany jak ktoś kto nie potrafi za siebie odpowiadać? Prędzej spodziewałabym się specjalnych orzeczeń dla osób samookaleczających się, a nie traktowania samodzielnej osoby gorzej niż przedszkolaka... a kqmera na korytarzu kontrolowana przez jakiegoś ochroniarza może zapewnić opieke jeślli ktoś się wywróci, ktoś komuś będzie chciał coś ukraść.

Dla mnie problemem jest odbieranie wolności kosztem bezpieczeństwa, kosztem kontroli która z koleii ogranicza nauke samodzielności i odpowiedzialności. I nie chodzi o bezsensowne bunty, o łamaie zasad dla łamania, ale o bycie człowiekiem. A niestety niejeden nauczyciel służbista przestrzega litery prawa kosztem traktowania ucznia jak człowiek. I właśnie wtedy przychodzi potrzeba upomnieć sie o swoje prawa...
Sama wykłucałam sie z wychowawczyniom o alkohol na studniówce, bo miał być a potem jednak zabronili. Bo biorą dorosłych ludzi, każą im wszystko organizować, płacić za siebie i zapraszać, a na koniec ustalają sobie zasady i narzekają że dla nich to smutny obowiązek bo muszą nas pilnować. Czy to jest traktowanie ucznia jak dorosłego odpowiedzialnego człowieka? Czy to jest równość? I nawet nie chodziło o ten alkohol do którego mieliśmy prawo jako świętujące dorosłe osoby, a właśnie o uzurpowanie sobie praw do imprezy której organizatorem jest sie tylko na papierze. Koniec końców jeśli ktoś jest wobec Ciebie fer to i ty chcesz być wobec niego okej, ale jeśli ktoś traktuje Cie jak przeszkode w zadaniu a nie jak człowieka, to po co liczyć się z jego zdaniem? Oczywiście że da się wykorzystywać swoje prawa które są aprzeczne z obowiązkami nauczyciela do robienia mu na złość (i ktoś zdecydowanie powinien z tym coś zrobić, z pewnością nie próbując przy tym deptać praw uczniów), ale szczerze kto normalny chciałby to robić wobec człowieka którego darzy szacunkiem? Istnieje natomiast masa nauczycieli liczących że uczeń nigdy nie upomni sie o swoje prawa, depczących po uczniach tylko w tym celu by sie nie wychylali i nie sprawiali trudności. No to tak działać nie może. Uważam że znajomość swoich praw jest bardzo ważne nie po to, by zawsze z nich korzystać, ale po to aby wiedzieć gdy są cynicznie łamane na naszą szkodę. Tak samo z pracodawcą nie miałam potem problemu by iść mu na rękę i przyjść z popołudniowej zmiany na poranną choć prawnie miałam za małą liczbe godzin przerwy, ale wcześniej on poszedł mi na rękę i wydał wolne godziny "na kreskę". Jeśli on mi ufa i pozwala na takie zagrania mimo że prawo tego nie przewiduje to dlaczego ja nagle miałabym robić problemy. Wniosek taki że bądźmy dla siebie ludźmi, bo prawo jest dla nas a nie my dla prawa. Ale to prawo ma nas chronić i takie jego zastosowanie jest jak najbardziej ok.

tintratak
Автор

Wszystko jest dobre, ale z umiarem. Są ludzie, którzy będą przestrzegać prawa zgodnie z moralnymi zasadami, ale także ci, którzy powołają się na nie w toksyczny sposób. Ale to jak ze wszystkim, dosłownie ze wszystkim. Feminizm - ludzie, którzy chcą równych praw obu płci oraz druga strona tego terminu - toksyczna nienawiść. Plus size - ludzie, którzy próbują znormalizować bycie większym oraz druga strona - ludzie, którzy pałają nienawiścią do kogoś spoza osób "większych". Aktywiści - chcą coś zmienić oraz druga strona - zmieniają to niszcząc chociażby sztukę.

To, jak ktoś tego użyje, jest decyzją tej jednostki. Czy jest złe? Nie jest, dopóki podchodzi się do tego z własną moralnością. W skrócie - nie wyjdę na kebaba pod pretekstem pójścia do łazienki. Bo czy ja bym chciała, gdyby nagle nauczyciel poszedł po niego w trakcie lekcji? W większości przypadków nie. Nie pobrudzę ławki okruszkami chleba, bo czy ja chciałabym z takiego stołu się uczyć, gdybym była następnym uczniem siedzącym w tej ławce? Też niezbyt.

Prawo Marcina jest założeniem dobrym, chcącym uświadomić uczniów. Ale jednak nie odpowiada za to, jak dany uczeń potraktuje jego słowa i czym będzie się kierować. Poza tym w większości przypadków takie kanały dają motywację do zmiany, do walczenia o swoje. Przecież uczeń czy nauczyciel nie będzie marznąć w nieogrzanej szkole podczas zimy, bo dyrektor postanowił zaoszczędzić sobie pieniądze kosztem tych ludzi. Przecież uczeń nie musi zakładać długich rękawów, bo ramiączka rozpraszają innych. Gdyby nie takie kanały, mało osób zdawałoby sobie z tego sprawę, pozwalając sobie na rzeczy, które nie powinny mieć miejsca ani w szkole, ani nigdzie indziej.

Szkoda, że dopiero to odkryłam pod koniec technikum i zaczęłam zwalczać niewłaściwe zachowania nauczycieli (a przyznam, że było grubo. Zwłaszcza w podstawówce, kiedy pedagog potrafiła mnie ośmieszyć przed szkołą, zniszczyć plany na przyszłość przed wszystkimi, inna nakrzyczała na mnie na środku korytarza, bo chciałam zdawać niemiecki na koniec, czy za to, że miałam czelność rozmawiać z bratem i pomóc mu w nauce na przerwach... A to dopiero sam szczyt góry lodowej. Większość przykrych rzeczy, które doświadczyłam, pochodziło głównie od nauczycieli, nie uczniów)

kaorisxd