Czemu nie wolno uczyć się wolno?

preview_player
Показать описание
Jestem zmęczony ludźmi, którzy wciąż chcą, byśmy pracowali lepiej i szybciej. Jeśli Wy też, ten film jest dla Was.

0:00 O mózgach i mięśniach
2:58 Komu sprzyja status quo
7:20 Pożytki z myślenia ad absurdum
9:00 Dlaczego lepiej nie dawać z siebie 100 procent
11:38 Wady poszukiwania wartości na zewnątrz
14:36 Jest 8 miliardów ludzi i tylko jeden Ty
17:07 Nie warto być najlepszym, najlepsi muszą się porównywać
19:56 Przymiotnik „wolny” ma dwa znaczenia

Przywołane źródła:

Miniatura:
Honoré Daumier, Les Escargots non sympathiques, „Le Charivari” 25 września 1869.

Muzyka:
Jay Vorton, Natural Ghost (2013)
Jay Vorton, Infra (2016)
Myuu, Falling rain (2019)
Johannes Bornlof, Monograph (2019)
Trevor Kowalski, A Most Dignified Betrayal (2021)
℗ Epidemic Sound

Za wspieranie serdecznie dziękuję!

Рекомендации по теме
Комментарии
Автор

po ponad roku oglądania kanału Krzysztofa dopiero zauważyłem że kolory z miniaturek odpowiadają kolorze ledów w pokoju piękna rzecz :3

arek
Автор

Ja nie proszę o więcej filmów ja proszę o to żeby Krzysztof był szczęśliwy i robił to co kocha jak najdłużej oraz aby żył w zdrowiu, bo takich ludzi potrzeba w społeczeństwie.
Dziękuję <3

PizzaBoyJoe
Автор

Myślę, że pierwsze miejsce w rankingu najbardziej denerwujących i uwłaczających tekstów, jakie słyszałem pod swoim adresem w czasach szkolnych musi zająć: "Uczysz się dla siebie." Jeżeli rzeczywiście tak jest, że uczymy się dla siebie, to dlaczego zawsze ktoś inny niż my decyduje o tym jaką ilość wiedzy mamy przyswoić, w jakim czasie i w jakiej formie? Następnie mierzy naszą rzekomą wartość przy pomocy cyfry, chociaż wogóle o to nie prosiliśmy a wręcz wypraszamy sobie to (przynajmniej ja). Do tego na koniec całego procesu znów ktoś inny niż my mówi nam, że jest niezadowolony lub zadowolony z wysokości tego numeru. Jeżeli to prawda, że uczę się "dla siebie" to się ode mnie odwalcie i pozwólcie mi to robić prawdziwie DLA SIEBIE! To miałem ochotę wtedy powiedzieć i dziś w wieku 34 lat, patrząc w przeszłość żałuję, że nie powiedziałem.

HAAKHA
Автор

prawie nigdy nie klikam w filmy od polskich twórców z założenia że po angielsku będzie większa jakość, ale pozytywnie się zaskoczyłem - gadanie na poziomie, szanuję

10:30 - daj z siebie 50% i niech myślą że to 100%, bo kiedy zachcą 150% to dasz 75%

graf
Автор

Ten film naprawdę coś we mnie porusza. Dziękuję Ci za stworzenie go.

Jestem osobą nastoletnią. Od dziecka byłem "zdolnym dzieckiem". Alfabet potrafiłem w wieku trzech lat, tabliczkę mnożenia w wieku czterech. Zawsze na lekcjach dostawałem dodatkowe zadania. Nikt nie pytał się, czy chcę. Nikt nie mówił, że nie muszę. Uczę się przecież cudownie, przecież ja wszystko wiem, przecież sobie radzę, to co ja w ogóle mówię. Od dzieciaka miałem problemy z asertywnością - nie potrafiłem powiedzieć nauczycielowi, że nie umiem, że to ponad moje siły, że ja nie chcę, że nie zrobię. Siedziałem, dopóki nie zmusiłem się do pozornego zrozumienia, do napisania durnej notatki czy rozwiązania głupiego problemu matematycznego dwa poziomy ponad mnie. Nie zapytałem rodziców, czy mi wytłumaczą. Nauczyłem się, że ja wszystko muszę wiedzieć. Rodzice w końcu mówili, że nie potrzebuję pomocy. To, co mówią rodzice to w końcu prawda i co ja mam do powiedzenia.
W wieku lat jedenastu (szósta klasa) zacząłem sobie nie radzić. W sensie, że nie byłem perfekcyjny - bo nie miałem samych szóstek, bo zapominałem zadań domowych, więc pisałem je na kolanie na przerwie, bo nie byłem w stanie dać swoich typowych dwustu procent. Sto pięćdziesiąt to już za mało. Zacząłem mieć piątki ze sprawdzianów - zadania dodatkowe były za trudne. W końcu, jeśli ja, zdolne dziecko, nie potrafię rozwiązać go bez ówczesnego zapoznania się z materiałem (bo uczenie się umniejsza moim zdolnościom), to wcale zdolny nie jestem.
Zacząłem się uczyć, co kompletnie mi nie wychodziło. Siedzenie nad książkami było męczące, nie potrafiłem ogarnąć materiału na czas - na sprawdzian, na kartkówkę, na pracę klasową. Spędzone na płakaniu zarwane nocki odsypiałem na lekcjach. Oceny nie spadły poniżej czwórek, ale to nie satysfakcjonowało rodziców. Mały ja był zdesperowany i zrozpaczony. Cokolwiek, co mu pomoże.
W wieku lat jedenastu, oprócz uczenia, zacząłem się też samookaleczać. Czułem się winny, bo w końcu inni mają inne problemy, ważniejsze problemy, a ja jestem po prostu głupim, niewystarczającym dzieciakiem, który poczuł się smutny i od razu się pociął. Szkoła, konkursy, zadania dodatkowe i wymagania mnie przerastały.
W wieku lat dwunastu targnąłem się na własne życie. Nawet nie byłem prawdziwym nastolatkiem. Na w-fie nie poszedł mi sprawdzian, na historii nie pamiętałem paru niepotrzebnych mi dat bitew. Po szkole przedawkowałem leki przeciwbólowe. Wylądowałem na oddziale dziecięcym.
Pielęgniarka zapytała się czego to zrobiłem. Powiedziałem, że szkoła i życie mnie przerastają. Ona zaśmiała się tylko i powiedziała, że wymyślam, że takie jest życie, żebym się ogarnął i przestał sprawiać problem rodzicom.

Dawałem z siebie procent dwieście, sto pięćdziesiąt, sto dwa. Tyle, ile byłem w stanie, i ponad to. Minęło już dużo czasu od mojej próby i powoli, małymi kroczkami, uczę się, że daję z siebie wystarczająco. Czy to procent sto, czy to procent jeden, nie zmienia to, że będę wartościowym człowiekiem.

Dwa tygodnie temu po raz pierwszy, dostając tróję, nie rozpłakałem się. Stwierdziłem, że ta ocena nic nie znaczy. To była ocena z biologii. Co z tego? Przecież jestem w stanie zrozumieć to kiedy indziej. To nie był temat dla mnie ważny. Zresztą, nie jestem asem z biologii. Czemu mam się tym przejmować? To tylko cyferka, która próbuje mnie kategoryzować. Po co mi nadmiar niepotrzebnej wiedzy?

Chociażbym nie dawał z siebie nic, ważne, że jestem w stanie żyć z samym sobą.

SLMRak
Автор

Ten stan, kiedy kiedy nie widzisz sensu i nie wiesz czego chcesz. Gdy idziesz to przodu, ale nie wiesz gdzie. Więc stoisz i czekasz na cud, który nigdy nie nadejdzie. Gdy każą ci się ogarnąć, ale nie wiesz co ogarnąć. Szukając rozwiązań, nie znajdujesz odpowiedzi.

histhoryk
Автор

Właśnie nie wymuszając niczego narysowałam ślicznego, niebieskiego mrówkojada z skrzydłami przyczółki w niszowym medium, miałam gdzieś czas i zauważyłam jak spokojna zrobiłam się, nie mając 4 sprawdzianów dziennie, dając sobie robić to, co kocham GODZINĘ. I wiecie, co? Narysujcie sobie mrówkojada ✨

lucjan
Автор

Całe życie działam według tego co mi ojciec powiedział jak byłem mały „rób coś na 100% albo wcale, bo inaczej szkoda na to energii i czasu”. To było i jest moje motto życiowe. Jednak w momencie jak trafiłem na rynek pracy i dawałem z siebie wszystko zauważyłem ze koledzy i koleżanki robią 10x mniej a jesteśmy wynagradzani tak samo, albo nawet gorzej. W następnej pracy tak samo. Dlatego dziś jestem szczęśliwym samozatrudnionym. Wiem że staram się dla siebie i wszystko co zrobię ponad normę zaprocentuje na MOJĄ korzyść.
Dbajmy o swoje zdrowie psychiczne. Bo jego naprawa trwa bardzo długo

PanNiezddarny
Автор

W ten poniedziałek na mojej uczelni odbył się wykład jednego pana noblisty, który poza swoimi badaniami przedstawiał również swoją historię życia oraz "receptę na sukces". Powiem szczerze, że takich ilości amerykańsko-boomerskich pierdololo dawno nie słyszałam - dowiedziałam się między innymi, że każdy, kto pyta rzeczonego profesora o work-life balance to z zasady leń patentowany. Dobrze dla równowagi posłuchać czegoś z sensem.

TuskaDogLover
Автор

Krzysztofie pięknie ubrałeś w słowa to co sam myślę. Był taki czas, w którym chciałem dawać z siebie 200%, próbowałem zaimponować ludziom, którzy i tak by mnie nie polubili i nie docenili, teściom, ówczesnym pracodawcom, klientom. Po jakimś czasie popadłem w depresję, utyłem, zniszczyłem zdrowie. Dziś po 8 latach od tego czasu wychodzę z kryzysu. Znajduję czas dla siebie, dbam o zdrowie, lepiej rozpoznaję i izoluję wszelkie toksyczne osoby. Wróciłem do dawnych hobby. Swój zawód nadal kocham, ale ograniczyłem godziny pracy, trudnych we współpracy ludzi z uśmiechem bez nerwów kieruję do konkurencji. Znów widzę, że mogę być szczęśliwy. Pozdrawiam :) Świetnie, że o tym mówisz, im więcej ludzi to odkryje tym lepiej.

adasszprycha
Автор

Jak ma być szybko i tanio nie będzie dobrze, jak ma być tanio i dobrze nie będzie szybko, a jak ma być szybko i dobrze nie będzie tanio. Ta zasada tyczy się wielu dziedzin w tym edukacji.

kuro
Автор

zadaje sobie to pytanie z tytułu codziennie na studiach... chciałbym się tego wszystkiego nauczyć, strasznie mnie to cieszy i satysfakcjonuje, ale no kurna nie w tak krótkim czasie i nie wszystko na raz!! Ja na szczęście jestem już świadomy swoich limitów, tylko teraz mnie chyba bardziej jeszcze denerwuje, że wykładowcy nie są.

i i tak usłyszę na zajęciach, że robię za mało i że wstyd nam powinno być, bo nie przeczytaliśmy tego i tamtego, co z tego, że było fünfnaście innych rzeczy do zrobienia,

Ja bym naprawdę wolał by studia trwały dłużej niż żeby się ścigać w 3 lata, bo jak to nie jest problemem, to po tak krótkim czasie na uczelni ciężko mi stwierdzić co może być. A na te punkciki mam już totalnie wywalone, nawet nie chce się dowiadywać bardziej o co w nich chodzi, żeby sobie tym głowy nie zaprzątać. Naprawdę mam serdecznie dosyć tego stresu, bólów brzucha, problemów z zasypianiem, chcę tylko porobić na uczelni to co lubię, posłuchać i dowiedzieć się czegoś nowego. Chuj, że może wolniej niż inni, ale się nauczę.

Swoją drogą jak słucham co ci "inni" robią by ładnie na każdy dzień być nauczonym to po prostu pozostaje współczuć. Mi już organizm daje takie sygnały, których energolem nie przeskoczę xD

Palitkeusz
Автор

"Januszex - spółka bez żadnej odpowiedzialności". Kolejny wspaniały majizm do mojej listy 🖤

frogstarworld
Автор

Dziękuję za ten film. Jestem programistką od 8 lat. Pandemia i przejście na pracę zdalną pokazały mi, jak bardzo nie umiałam stawiać granic między pracą a odpoczynkiem. Zawsze podchodziłam do pracy ambicjonalnie, w szkole same piąteczki i szósteczki, jakieś chóry, prowadzenie audycji radiowych i konkursy recytatorskie. Podczas studiów informatycznych na politechnice praca na 3/4 etatu jako programistka, przesiadywanie przed ekranem po 12-14 godzin dziennie. Jestem pełna podziwu, jak długo umiałam tak funkcjonować. Ale w końcu trafiła kosa na kamień. Podczas pandemii wypaliłam się przez ten ryczący głos brutalnego, wymagającego krytyka w mojej głowie i strach przed byciem ocenianą. Znienawidziłam programowanie: rzecz, którą kochałam robić i dawała mi mnóstwo satysfakcji. Rzecz, która sprawiała, że w weekend nie narzekałam na temat zbliżającego się poniedziałku. Dziś jestem po dwukrotnej zmianie pracy, niemal dwóch latach terapii i 2 miesiącach niepracowania wcale. Dopiero teraz ZACZYNAM czuć, że moja radość z programowania wraca. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie na takim poziomie jak kiedyś. Uważajcie na siebie. Wypalenie to straszna rzecz.

alicjasanestrzik
Автор

Jest taka zasada, którą wpaja się ratownikom medycznym:najpierw zadbaj o swoje bezpieczeństwo, dopiero później walcz o czyjeś inne. Nie tylko powinno się to odwoływać do bezpieczeństwa fizycznego, ale też i psychicznego. I nie tylko do ratowników.
Dziękuję za ten film. Jest on dla mnie szczególnie ważny, niezwykle mądry. Jestem na fizjoterapii, więc... jak mogłabym leczyć innych, mówić jak dobrze żyć, unikać stresu i nie przeciążać się w momencie, kiedy sama bym się do tego nie stosowała? Jestem w dość przełomowym momencie życia i na własnej skórze przekonuję się, jak wspaniałym i zdrowym uczuciem jest życie optymalnym dla siebie tempie. Jeszcze raz- ogromne brawa dla tego pana!!
PS to mój pierwszy w życiu komentarz na jakiejkolwiek platformie... kolejny krok by być bardziej odważną:odhaczone!

kalinajankowska
Автор

Popłakałem się na tym filmie. Mój mózg ogłasza właśnie strajk. Liceum po prostu mnie dobija. Wreszcie, po dziewięciu latach przestałem się uczyć. Bo zwyczajnie nie wyrabiam. A moja mama jest osobą, która najbardziej chce mnie za to ukarać

helenahildegarda
Автор

Mój mózg właśnie ogłosił strajk dwa lata temu, po maturze... Presja którą nakładali rodzice i szkoła sprawiła, że doszło do zaostrzenia choroby immunologicznej i której nawet nie wiedziałam, i nikt nie mógł jej zdiagnozować bo na wizycie 15 minutowej o to ciężko :) ... Metaforycznie tak jak szybko biegłam do przodu tak szybko wyjebałam się na ryj, a moje życie obróciło się o 180 stopni bo leki stały się codziennością a stres największym wrogiem. Studia musiałam zawiesić na rok by uzyskać diagnozę. Pośpiech nas zabija. Poprostu jednych szybciej drugich wolniej

astharoth
Автор

Jako dziecko nauczyłem się nie przepracowywać - nie uczęszczałem na mnóstwo dodatkowych zajęć, których nie potrzebowałem, nie uczyłem się do późna albo w weekendy na różne sprawdziany. Żyłem podejściem, że powinienem sobie radzić dobrze, żeby nie sprawiać problemów i mieć łatwo, obejść się bez skarg nauczycieli, zakazów, ale jednocześnie nigdy nie robiłem czegoś ponad swoje siły. Na lekcjach uważałem i wynosiłem z nich na tyle dużo, że później nie musiałem już uczyć się w domu choćby matematyki, w liceum do sprawdzianów pamięciowych z np. historii uczyłem się w przerwach i w autobusie i szło mi na tyle dobrze, że wystarczyło do tej trójki czy czwórki. Słowem - redukowałem czas potrzebny na szkołę do minimum. Jasne, odrabiałem prace domowe i praktycznie w ogóle nie korzystałem z nieprzygotowań, na co duży wpływ miało moje podejście do niestwarzania problemów i niewywoływania sytuacji konfliktowych, ale jednocześnie w ogóle nie chodziłem na korepetycje, bo ich nie potrzebowałem, nie uczyłem się po nocach jak niektórzy, nie chodziłem do szkoły mając jedynie katar, bo wiedziałem, że będzie mi sprawiał spory dyskomfort na lekcjach. I z takim podejściem udawało mi się zdawać za każdym razem z nagrodą (z wyjątkiem w pierwszej klasie liceum, bo dużo przedmiotów), a maturę zdałem pomyślnie, zdobywając 100% z rozszerzonego polskiego i interpretacji porównawczej. Powiedziałbym, że wówczas połączyłem konformizm (ale jednocześnie np. bez ściągania) z faktyczną wiedzą (choć nie jakąś zatrważającą) i wszystko było fajnie. Ale gdzieś bokiem szły negatywne skutki moich "sukcesów". Wśród znajomych, nauczycieli czy bliskich uchodziłem za naprawdę utalentowanego ucznia, zdobywającego nagrody i przyćmiewającego innych osiągnięciami choćby z języka polskiego (swoją drogą, bez przeczytania zdecydowanej większości lektur). Tym samym narosły wokół mnie pewne oczekiwania i podskórnie czułem presję - muszę być dalej tak grzeczny, sumienny i utalentowany, muszę coś osiągnąć, muszę pójść na studia, muszę być "kimś". Sam jednak zdawałem sobie sprawy ze swoich ograniczeń, wiedziałem że mam osobowość introwertyczną i mogę mieć problem z odnalezieniem się w nowym mieście z nowymi ludźmi. Poszedłem na studia, ale raczej z nastawieniem że spróbuję zobaczyć, z czym to się je, nie myśląc o marzeniach i nastawiając się, że będę konsekwentnie szedł w kierunku jakiegokolwiek zawodu, bo mogę się tym ostatecznie rozczarować. Ale tuż przed pierwszą sesją nadszedł kryzys - zrozumiałem, że studia nie są dla mnie, że pewne zadania będą dla mnie zbyt wyczerpujące (choć dla innych osób pewnie byłyby dość proste i mnie uznaliby za lenia), a inne będą wymagały ode mnie podjęcia się czynności, które dla introwertyka byłyby źródłem wielkiego stresu. To, w połączeniu z tęsknotą za domem i zauważonym przeze mnie podejściem, w którym w ogóle nie żyję tymi studiami w satysfakcjonujący sposób albo nie wychodzę na miasto spotkać się z ludźmi, poskutkowało rezygnacją. Nie chcę się za bardzo zagłębiać w to, co przeżywałem w tamtym okresie i jak niektórzy na tę moją decyzję reagowali, ale od tamtego czasu czuję połączenie niepewności odnośnie mojej przyszłości i sporego poczucia winy. Ludzie wierzyli, że sporo osiągnę, a ja zrezygnowałem ze studiów po liceum i nie wiem, co dalej, czym mogłem zawieść najbliższych, którzy przez lata starali się bym miał jak najlepiej. Tak dobrze się uczyłem, a nagle ogłaszam, że nie daję dalej rady, co poskutkowało pytaniami w stylu "w szkole żadnych problemów, 100% z matury rozszerzonej, a odpuszcza studia? Od lat mam spory problem z popełnianiem błędów. Nie popełniam ich dużo, wystrzegam się ich, ale sprawia to, iż obawiam się podejmować decyzje, rozmawiać, czynić cokolwiek z obawy przed nadejściem tego błędu, a wraz z nim nadchodzącą kąśliwą, sarkastyczną uwagą albo złowrogim spojrzeniem. Stres związany z możliwością nadejścia takich wydarzeń również doprowadził do mojej rezygnacji z kierunku na uniwersytecie. Aktualnie dalej zastanawiam się co dalej i szczerze mówiąc obawiam się przyszłości. Tego, że trafię do pracy, gdzie będzie się wymagało tyle, że nie wytrwam i gdzie będzie dochodziło do różnych stresujących dla mnie sytuacji, ale wiem, że ostatecznie będę obwiniał o to siebie. Zacznę się zastanawiać, czy moje podejście sprzed paru lat nie było błędne - czy pomimo tego, że nie uchodziłem za lenia a za sumiennego ucznia, to czy czasem się nim nie stałem. Czy mogłem zrobić więcej, podejmowałem dobre decyzję, mogłem uniknąć osobowości introwertycznej. Takie pytania co jakiś czas przychodzą mi na myśl, wywołując we mnie poczucie winy wywołane wizją zaprzepaszczonej szansy na przyszłość czy też zmarnowaną przeszłością, przesadzoną samokrytykę i brak wiary w sukcesywną dorosłość, której coraz bardziej się obawiam i czuję, że sam jestem sobie tego winien, mimo że nieraz otoczenie nie pomagało mi znaleźć się na właściwej drodze.

kratosbogwojny
Автор

Skoro prosisz Krzysztofie o historię, to z chęcią podzielę się swoją.

Od zawsze było mi mówione, że muszę ciężko pracować, dużo się uczyć, robić rzeczy, które powinno się robić, a nie te, na które mam ochotę. Rodzice nie jeden raz przymuszali mnie do nauki, a niejednokrotnie udawałem, że się uczę, tylko po to żeby zamiast trój przynosić czwórki czy piątki albo zamiast dwój przynosić trójki. Miałem mocno zaniżone poczucie własnej wartości, bo ciągle byłem porównywany do rówieśników. Teoretycznie stać mnie było na dużo lepsze oceny, ale byłoby to kosztem całego mojego wolnego czasu. Ciągle było mi przez rodziców powtarzane, że tylko inżynierowie dobrze zarabiają i mają spokojne życie, więc muszę być inżynierem. Cokolwiek innego nie wchodziło w grę i było dla mnie utożsamiane, że będę żył na skraju ubóstwa. Nie udało się i wyleciałem z politechniki, a całą sesję egzaminacyjną siedziałem i się uczyłem, przerwę miałem tylko na sen. A gdy przy rodzicach mówiłem o kimś, że jest dobry, bo zdobył tytuł inżyniera, to zawsze słyszałem, że za mało się uczyłem bądź za mało pracy w to wszystko włożyłem.

Udało mi się skończyć inne studia, które uważałem za bardzo dobry wybór dla siebie. Ukończyłem kursy, które przygotowywały mnie do zawodu i idąc do pierwszej pracy chciałem pokazać maksymalne zaangażowanie, żeby ludzie chcieli we mnie inwestować i stawiać na mnie. Pracowałem tam trzy lata i odszedłem, bo byłem przeciążony obowiązkami i miałem kłopoty ze snem. Musiałem brać leki i je odstawiać po połowie roku.

Gdy przyszedłem do aktualnej pracy, zacząłem się uczyć innego rodzaju pracy, dlatego, że tamta mnie wykończyła psychicznie. Tutaj po ponad 1, 5 roku pracy z osobą, która mi ciągle zarzucała, że za mało robię, na co reagowałem bardzo źle i doprowadziło mnie to do depresji. Dziś siedzę na zwolnieniu, obwiniam się za to, że źle podszedłem do wszystkiego i nie przerwałem tego znacznie wcześniej, znów biorę leki, wylewam łzy, mój związek się rozpadł i układam swoje życie na nowo nauczony tym przykrym doświadczeniem. Wiem, że wyjdę z tego, ale już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem.

Do tego mnie doprowadziła ciągła presja na wyniki i wmawianie, że za mało pracuję.

Mam nadzieję, że ktoś wyciągnie lekcję z tego co napisałem i nie popełni mojego błędu.
Pozdrawiam serdecznie!

Agamezww
Автор

Dwa lata w szkole średniej zapierdalałam z nauką kosztem zdrowia i wolnego czasu. W pierwszej klasie "pokazałam na co mnie stać" więc czułam presje aby "utrzymać poziom" a teraz w 3 klasie kiedy zaczęłam stawiać siebie na pierwszym miejscu, nauczyciele się mnie pytają czy wszystko u mnie dobrze, bo opuściłam się w ocenach.
Dziękuję za twój materiał <3

biednymuminek