filmov
tv
Brak maseczek ? Ja wiedziałem, że tak będzie...
Показать описание
Nie trzeba było długo czekać na wypełnienie się proroctwa, które wygłosiłem 2 marca. A nie było to wcale trudne do przewidzenia — bo działa to zawsze tak samo. Tylko nasi wspaniali przywódcy uparcie odmawiają przyjęcia tego do wiadomości. A teraz otrzymują szansę na lekcję pokory — której jednak najprawdopodobniej jak zwykle nie zrozumieją.
Nikt nie będzie beztrosko produkował maseczek, rękawiczek czy środków do dezynfekcji, mając uzasadnione podejrzenie, że zaraz przyjdzie urzędnik i po prostu mu to wszystko zabierze.
A co zrobił w tej sytuacji rząd i Sejm ?
— zapowiedział w ustawie konfiskaty,
— zagroził cenami maksymalnymi,
— dał ministrowi możliwość ograniczania sprzedaży prostych leków,
— zakazał srzedaży prod. medycznych na Allegro i OLX.
Zgodnie z oczekiwaniami, przedsiębiorcy, słysząc, że rząd szykuje się do konfiskat i regulowania cen, natychmiast sprzedali wszystkie zapasy za granicę. Rząd zorientował się tydzień później i zaczął na gwałt zamykać granice — ale było już po ptokach. Co gorsza, nieobliczalne działania naszej przewodniej siły narodu, nie skłaniają do tego, żeby teraz na szybko inwestować w taki biznes.
Na wolnym rynku w sytuacji gwałtownego wzrostu zapotrzebowania na coś, gwałtownie rośnie cena. To jest bardzo ważny sygnał dla wszystkich, którzy mają w danym momencie możliwości, żeby uruchomić lub zwiększyć produkcję. Ci którzy już produkują maseczki, mogą zatrudnić ludzi na drugą i trzecią zmianę lub dopłacać słono za nadgodziny — bo wyższe ceny im to zrekompensują. Ci którzy mają kapitał lub sprzęt, który mogliby wykorzystać do takiej produkcji, mogą próbować szybko przeorganizować swoje linie produkcyjne lub zainwestować w maszyny. To wiąże się oczywiście z ryzykiem — bo wysokie zapotrzebowanie tak, jak szybko przyszło, tak może szybko minąć. Jednak wysokie ceny i perspektywa zarobku, powodują, że wielu takie ryzyko podejmuje.
Jeszcze inni mają swoje zapasy poszukiwanego produktu — i w takiej sytuacji muszą się zastanowić, czy wyjąć je z piwnicy i sprzedać, póki cena jest wysoka, czy zachować bezpiecznie na później. Jeśli rynek działa prężnie, to opłaca się szybko sprzedać zapasy i odkupić ponownie, kiedy ceny znowu spadną. Ale jeśli sytuacja na rynku rozwija się w kierunku stagnacji i niedoborów, to często lepiej dyskretnie zachomikować swoje zapasy głębiej w komórce, bo później może ich zabraknąć dla samego właściciela — albo ewentualnie będzie je mógł sprzedać jeszcze drożej.
W rezultacie, jeśli urzędnicy nie przeszkadzają rynkowi działać, niedobory zostają szybko usunięte, a ceny stopniowo spadają. Nie trzeba do tego żadnych urzędowych poleceń wojewody. A nawet należy ich unikać.
W takiej sytuacji najgorsze, co może zrobić rząd, to do naturalnej niepewności rynkowej, dołożyć niepewność, co do własnych działań. Na przykład groźbę, że ustanowi cenę minimalną — i ten, kto za ogromne pieniądze uruchomił na szybko linię produkcyjną maseczek lub rękawiczek, może być zmuszony sprzedawać je poniżej swoich kosztów — lub wcale: bo rząd zablokował mu kanały dystrybucji z których korzysta (Allegro, stacje benzynowe). Ten kto zachęcił do wytężonej pracy swoich pracowników, jest w nieco lepszej sytuacji, ale nadal może na tej operacji stracić, jeśli rząd po prostu skonfiskuje efekty wytężonej pracy jego firmy. Podobnie ten, kto ujawni swoje zapasy, nie ma gwarancji, że rząd nie tylko zaraz nie zakaże mu sprzedawania ich na Allegro, ale w dodatku, że zapamięta sobie tę ofertę i pewnego dnia przyjdzie i po prostu sobie zabierze. W dodatku, obserwując niepewną sytuację i brak widoków na to, że rynek szybko zacznie uzupełniać niedobory, lepiej trzymać zapasy na czarną godzinę — bo nie ma żadnej gwarancji, że potem uda się je odkupić.
I tak właśnie bezmyślne piętnowanie „spekulantów” prowadzi do tego, że ten, kto zdążył kupić sobie po taniości paczkę maseczek, zamiast sprzedać nadmiar, będzie wolał skitrać je w szufladzie. Wredny spekulant nie zarobi, a inni po prostu nie będą mieli gdzie ich kupić. Ten kto ma akurat wolną kasę, nie zainwestuje jej w produkcję czegoś, co urzędnicy mają już na radarze, a ten kto ma ryzykować zagęszczoną pracę w czasie epidemii, też nie podejmie takiego wyzwania — załoga mu się pochoruje, a urzędnicy zabiorą wszystko i będą się lansować przed społeczeństwem na ciężkiej pracy jego samego i jego pracowników.
W efekcie dostajemy to, co właśnie widzimy — permanentny brak tak potrzebnych rzeczy w czasie epidemii.
Bo cena jest ważnym nośnikiem informacji. Kiedy cena idzie w górę, jest to sygnał — lepszy niż wszystkie rządowe nakazy i orędzia — że rynek czegoś potrzebuje. To jest aż tak proste. A mimo to nasi mędrcy z Wiejskiej na pewno nadal nie rozumieją, co zrobili źle. Patrzą na gospodarkę jak cielę na malowane wrota i myślą, jak tu domalować klamkę.
____________________
Sprawozdanie Komisji Zdrowia nt. rządowego projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z epidemią COVID-19 oraz wywołanych nią sytuacji kryzysowej
Sejm, Warszawa 2 III AD 2020
Nikt nie będzie beztrosko produkował maseczek, rękawiczek czy środków do dezynfekcji, mając uzasadnione podejrzenie, że zaraz przyjdzie urzędnik i po prostu mu to wszystko zabierze.
A co zrobił w tej sytuacji rząd i Sejm ?
— zapowiedział w ustawie konfiskaty,
— zagroził cenami maksymalnymi,
— dał ministrowi możliwość ograniczania sprzedaży prostych leków,
— zakazał srzedaży prod. medycznych na Allegro i OLX.
Zgodnie z oczekiwaniami, przedsiębiorcy, słysząc, że rząd szykuje się do konfiskat i regulowania cen, natychmiast sprzedali wszystkie zapasy za granicę. Rząd zorientował się tydzień później i zaczął na gwałt zamykać granice — ale było już po ptokach. Co gorsza, nieobliczalne działania naszej przewodniej siły narodu, nie skłaniają do tego, żeby teraz na szybko inwestować w taki biznes.
Na wolnym rynku w sytuacji gwałtownego wzrostu zapotrzebowania na coś, gwałtownie rośnie cena. To jest bardzo ważny sygnał dla wszystkich, którzy mają w danym momencie możliwości, żeby uruchomić lub zwiększyć produkcję. Ci którzy już produkują maseczki, mogą zatrudnić ludzi na drugą i trzecią zmianę lub dopłacać słono za nadgodziny — bo wyższe ceny im to zrekompensują. Ci którzy mają kapitał lub sprzęt, który mogliby wykorzystać do takiej produkcji, mogą próbować szybko przeorganizować swoje linie produkcyjne lub zainwestować w maszyny. To wiąże się oczywiście z ryzykiem — bo wysokie zapotrzebowanie tak, jak szybko przyszło, tak może szybko minąć. Jednak wysokie ceny i perspektywa zarobku, powodują, że wielu takie ryzyko podejmuje.
Jeszcze inni mają swoje zapasy poszukiwanego produktu — i w takiej sytuacji muszą się zastanowić, czy wyjąć je z piwnicy i sprzedać, póki cena jest wysoka, czy zachować bezpiecznie na później. Jeśli rynek działa prężnie, to opłaca się szybko sprzedać zapasy i odkupić ponownie, kiedy ceny znowu spadną. Ale jeśli sytuacja na rynku rozwija się w kierunku stagnacji i niedoborów, to często lepiej dyskretnie zachomikować swoje zapasy głębiej w komórce, bo później może ich zabraknąć dla samego właściciela — albo ewentualnie będzie je mógł sprzedać jeszcze drożej.
W rezultacie, jeśli urzędnicy nie przeszkadzają rynkowi działać, niedobory zostają szybko usunięte, a ceny stopniowo spadają. Nie trzeba do tego żadnych urzędowych poleceń wojewody. A nawet należy ich unikać.
W takiej sytuacji najgorsze, co może zrobić rząd, to do naturalnej niepewności rynkowej, dołożyć niepewność, co do własnych działań. Na przykład groźbę, że ustanowi cenę minimalną — i ten, kto za ogromne pieniądze uruchomił na szybko linię produkcyjną maseczek lub rękawiczek, może być zmuszony sprzedawać je poniżej swoich kosztów — lub wcale: bo rząd zablokował mu kanały dystrybucji z których korzysta (Allegro, stacje benzynowe). Ten kto zachęcił do wytężonej pracy swoich pracowników, jest w nieco lepszej sytuacji, ale nadal może na tej operacji stracić, jeśli rząd po prostu skonfiskuje efekty wytężonej pracy jego firmy. Podobnie ten, kto ujawni swoje zapasy, nie ma gwarancji, że rząd nie tylko zaraz nie zakaże mu sprzedawania ich na Allegro, ale w dodatku, że zapamięta sobie tę ofertę i pewnego dnia przyjdzie i po prostu sobie zabierze. W dodatku, obserwując niepewną sytuację i brak widoków na to, że rynek szybko zacznie uzupełniać niedobory, lepiej trzymać zapasy na czarną godzinę — bo nie ma żadnej gwarancji, że potem uda się je odkupić.
I tak właśnie bezmyślne piętnowanie „spekulantów” prowadzi do tego, że ten, kto zdążył kupić sobie po taniości paczkę maseczek, zamiast sprzedać nadmiar, będzie wolał skitrać je w szufladzie. Wredny spekulant nie zarobi, a inni po prostu nie będą mieli gdzie ich kupić. Ten kto ma akurat wolną kasę, nie zainwestuje jej w produkcję czegoś, co urzędnicy mają już na radarze, a ten kto ma ryzykować zagęszczoną pracę w czasie epidemii, też nie podejmie takiego wyzwania — załoga mu się pochoruje, a urzędnicy zabiorą wszystko i będą się lansować przed społeczeństwem na ciężkiej pracy jego samego i jego pracowników.
W efekcie dostajemy to, co właśnie widzimy — permanentny brak tak potrzebnych rzeczy w czasie epidemii.
Bo cena jest ważnym nośnikiem informacji. Kiedy cena idzie w górę, jest to sygnał — lepszy niż wszystkie rządowe nakazy i orędzia — że rynek czegoś potrzebuje. To jest aż tak proste. A mimo to nasi mędrcy z Wiejskiej na pewno nadal nie rozumieją, co zrobili źle. Patrzą na gospodarkę jak cielę na malowane wrota i myślą, jak tu domalować klamkę.
____________________
Sprawozdanie Komisji Zdrowia nt. rządowego projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z epidemią COVID-19 oraz wywołanych nią sytuacji kryzysowej
Sejm, Warszawa 2 III AD 2020
Комментарии