UNESCO Kazachstan #6 - Turkiestan i Mauzoleum Ahmeda Chodży

preview_player
Показать описание
#UNESCO #Kazachstan #Azja

Uwielbiam podróże miedzy innymi dlatego, że podczas ich trwania zawsze może wydarzyć się coś niespodziewanego. Tygodnie planowania, przeglądania map, śledzenia tras innych osób – wszystko to jest ważne. Ale zwykle i tak pozostaje miejsce na to, co nieprzewidziane. Co zaskakujące. Jedną z takich chwil – choć zupełnie inną niż zgadujecie – przeżyłem podczas podróży po Kazachstanie.

Kazachstan jest ogromny, nie da się go „zwiedzić”. Prawie trzy miliony kilometrów kwadratowych przestrzeni oznaczają, że już na etapie planowania wyprawy trzeba iść na liczne kompromisy. Jednym z wielu elementów, które biorę pod uwagę przy wyznaczaniu celów wyjazdu, jest lista dziedzictwa UNESCO; obecnie znajduje się na niej pięć wpisów z Kazachstanu. Jednym z nich jest Mauzoleum Ahmeda Chodży Jesewi – obiekt historyczny znajdujący się w miejscowości o nazwie Turkiestan. Już pierwszy rzut okiem na mapę skreślił niestety ten pomysł; Turkiestan znajduje się kilkaset kilometrów od NRM (czyli od Najbliższego Rozsądnego Miejsca). Chciałbym dotrzeć do wszystkich zabytków UNESCO na świecie… nie zawsze jest to możliwe. Co nie oznacza, że nie zamierzam dalej próbować!

Kilka tygodni później byliśmy już w Kazachstanie. Wracaliśmy wynajętym samochodem znad Aralska, jadąc do Tamgały – wsi zagubionej pośrodku stepu. Tego dnia mieliśmy do pokonania przeszło półtora tysiąca kilometrów. Na kalkulatorze wyglądało to jeszcze realnie: 15 godzin jazdy z prędkością 100 km/godz. Nawet powinno zostać trochę czasu sen. Oczywiście plan okazał się nierealny: gdzieś w połowie drogi zaczęło robić się już ciemno. Zjechaliśmy zatankować do mijanego właśnie miasta noszącego ciekawą nazwę: Kyzyłorda. Paliwo uzupełniliśmy lokalną pizzą.

– Pawle, musimy się poddać. Nie damy rady dziś dojechać.

Ktoś to musiał w końcu powiedzieć: dziś nie dojedziemy. Za ambitnie i za daleko. Mieliśmy oczywiście także plan awaryjny – dojechać do Tamgały w nocy, i przespać się w aucie. Dzięki temu bylibyśmy od samego ranka już na miejscu, gotowi to zwiedzenia tamtejszych prehistorycznych petroglifów. Plan ten jednak był o tyle kiepski, że czekałaby nas całą noc za kółkiem – o ile rankiem taki pomysł „wydaje się spoko”, to już zmęczonym całym dniem jazdy niezbyt.

– No nie dojedziemy. Co robimy?

– Mamy dzień zapasu. Znajdźmy jakiś nocleg gdzieś po drodze. Coś tanio, tylko żeby przekimać.

Paweł żując pizzę odpalił system rezerwacji noclegów i zaczął studiować mapę. Po chwili znalazł tani nocleg 200 kilometrów dalej. Przy tutejszych odległościach to całkiem blisko – akurat tyle, by dojechać jeszcze przed północą. Zajęty pizzą nie zwróciłem uwagi gdzie ten nocleg jest. Zaufanie w drużynie to podstawa.

Czas szybko mijał, i trzy godziny później byliśmy na miejscu. Ciemno jak w Afryce. Jakaś wioska, sporo budynków – ale droga i okolica raczej nieciekawa. Podjechaliśmy pod wielką, ceglaną bramę. Trąbimy. Stukamy. Cisza. Tylko gwiazdy nad nami i coraz chłodniejszy wiatr.

– Gdzie Ty ten nocleg znalazłeś?

– No gdzie? No tu. Zobacz – na nawigacji się zgadza.

Rozglądam się wokół. Ponure, ciemne, przysadziste postsowieckie budynki. Zagrody. Nie jest źle, nawet niektóre podwórka są oświetlone; żarówki wątłe, ale jednak są. Jak nie tutaj, to będziemy chodzić po sąsiadach i pukać. Znając gościnność Kazachów wiedzieliśmy już doskonale, że na wsiach zawsze ktoś nas przygarnie.

A jednak nie dane nam było szukać noclegu po okolicznych domach. Rozległ się zgrzyt metalu, i otworzyła się boczna furta. Wynurzyła się z nich skołtuniona, typowo kazachska roześmiana głowa zaopatrzona w niewiele bardziej proste, jasne, i tak samo wesołe zęby.

– Eto, wy? Na spanie? Wchodźcie, już myślałem, że nie przyjedziecie!

Wewnątrz było zaskakująco obszernie. Duży plac, stajnie, kilka zabudowań. Właściciel zaprowadził nas do… wyglądało to jakbyśmy weszli do pałacu. Przechodząc przez jadalnię zobaczyłem największy telewizor jaki w życiu widziałem; miał z metr przekątnej. Był wielki!

– Chodźcie, chodźcie. Tu Wasz pokój. Rano się rozliczymy, bo już późno. Dobranoc.

W piętnaście minut byliśmy rozpakowani. Chwilę potem w łóżkach. Dziwne miejsce, jakieś takie wielkie. Czułem się tutaj i dziwnie, i wspaniale jednocześnie. Zobaczymy rano gdzie dotarliśmy, bo w tych ciemnościach i tak nic nie widać.

Рекомендации по теме
visit shbcf.ru