Maanam - Anioł (EqHQ)

preview_player
Показать описание
Maanam - Anioł (Miłość to wielka tęsknota) (EqHQ)
Рекомендации по теме
Комментарии
Автор

Nigdy nie odchodzi do końca Ten, który pozostawia po sobie ślad swojego geniuszu. R.I.P

morimond
Автор

Przepiękny utwór.Dedykuje ją moim przyjaciołom.Ja mam jedno skrzydło, a oni drugie.Tak wzmacniamy się wzajemnie...Każdy może interpretować utwór po swojemu.

silesiapolonia
Автор

Piękne, genialne, a teraz wszystkie jej piosenki nabierają innego znaczenia...❤

sylwiap
Автор

piekna piosenka! az ciarki przechodza...

Magda
Автор

Piękna piosenka mogę słuchać bez końca.

longerpl
Автор

Poezja. My bedziemy dluzej niz motyle...pamietac.

agata
Автор

Moja ulubiona piosenka i krakowski spleen

Milena
Автор

Te riffy z przepięknym tekstem to perełka a Kora - to Pierwsza Dama Polskiego Rocka.

MrJacekbigoski
Автор

Druga najlepsza piosenka tego zespolu. Jeszcze lubie "Krakowski spleen".

danyaofficijny
Автор

Szcześliwe chwile to motyle miłość wieczna

olo
Автор

oto garść mojej poezji(na smartfonie czytaj w orientacji poziomej):
Gdzieś
Gdzieś
Są inne oczy, inne drzewo, inna pieśń,
Inne dłonie, niepodobny kwiat, nie ta sama biel.
Inny brzeg.
Na wzgórzu błagań prosiłem o ciebie, spolegliwa.
Na górze mgieł wysłuchiwałem narzekań zranionego głogu,
Spowiedzi wygnanego zbezczeszczonego ognia z popiołu,
Skargi bezradnej sarny zabitej.
Elektryczny bolid spadał z wrzaskiem.
Tu porwane jedwabie i kobierce dnia,
Zgasłe mandorle, strzaskane motety, chełpliwe prefacje.
Dzwonnice na dnie jezior.
Zapomniany, szedłem alejami żałobnego parku,
Gdzie na popękane posągi liszaj wędruje,
Bezlistne dłonie lipy unoszą rozstanie,
I czarne rosy śpią pośród westchnień.
Moje powieki i stopy cierniowa pora oplata.
Drogie naczynie upada i rozbija się,
Naszyjnik zerwany rozsypuje się.
Wyrzekłem się, zapragnąłem porzucić ziemię.
Gdzieś są inne wody, inny pocałunek, inny klejnot,
Inny zarys, inny dźwięk, niepodobne skale.
Jest piękno większe oraz wspanialsze,
Nieoczekiwane uroda i powab,
Kształty, harmonie, proporcje doskonałe,
Ciała utkane z materii subtelnej,
Tam, gdzie przebywa wieczne >teraz<.
W smukłym łagodnym świetle,
Gołębica rubinooka patrzy w kryształowe lustro,
Jej wyściełane pióra pieszczota nieziemska opływa,
Poselstwa szafranu i chryzolitu schodzą.
W macicach, kołnierzach, zbrojach mieszka zachłyśnięcie.
I tańczący miłosny wiatr
Pielgrzymuje w przepychu dziewiczych płatków,
W słodyczy różę uwielbioną zaślubia.
Odgadnięte jest wnętrze płomienia.
Błądziłem labiryntem szukając podziemnego słońca.
Ciemne witraże, nokturny, składnie szaleństwa,
Szyderstwa maszyny.
Gdzieś jest inny uśmiech, inny aksamit, inne zachwycenie,
Inne spojrzenie, inne wyznanie, inne święto.
*
Świat żarliwie szuka swej pełni,
Istnienia pragną wyrazić siebie do końca,
W sekretnej i niedocieczonej alchemii swojej;
Korzeniami prąc w głąb, koroną rozpościerając się wzwyż,
Biegnąc tunelami podziemnymi, wieżami strzelając w przestworza,
Na miękką falę kładąc się poszyciem statków;
Wcielając się w orła i uobecniając w obrysie miecza.
Wspaniałomyślne, niedościgłe zawsze.
Ziarno zwleka łupinę i przeobrażone w plon jest.
Kosmos widzi, patrzy naszymi oczami,
Naszymi uszami słucha, przez nasz poznaje dotyk,
Ustami naszymi mówi o sobie samym;
On człowieczej twarzy, ludzkich rąk i nóg potrzebuje.
I nienaruszony kamień mądrości trwa.
Świat nieustannie, wytrwale dąży do konkluzji,
Wypełnienia, także w tobie.
*
Tak długo wpatruję się w ten płomień,
Nienazwany, oblicze jego zmienne;
Wnikam w umykającą esencję,
Uchylam zasłonę Ciała i Krwi.

Tak długo patrzę w drżącą studnię,
Okamgnienie, godzinę, tysiąclecia;
A jakbym dopiero rozpoczynał,
Każdego dnia u początku będąc drogi.

Tak długo już dążę, pielgrzymuję
Do świętego miodowozłotego łona Słońca.
Nasiono rozrasta się w las, źródło rozlewa się w morze.
Sito przesypuje plewy, poczwarka kokon zrzuca.
Bezcenna trwa mąka ubóstwa.
*
Co znajduje się po drugiej stronie drzwi,
Nie wiadomo;za drzewem, za policzkiem, za błękitem.
Czy kolejne drzewo, podobny policzek, jakiś błękit,
Temu samemu oddane miłosnemu ruchowi i zmianie?
Czy może inny kształt, inne oblicze, niepodobna przestrzeń,
Wielkościom i widzeniu odmiennym przynależne?
Dotykalne, rozróżnialne mimo to;adorujące.
Czy jest tam lustro, czyste, które w sobie odbija mnogie
Istoty i rzeczy;a może one są lustrem, obrazem?
Czy tam żongler osobliwy podrzuca kolorowe piłki,
Perłowy słoń przeskakuje przez płonącą obręcz,
Czyjeś palce staranne nanizują na nitkę paciorki?
Czy raczej poza słowem, poza wyrazem, poza formą wszelką,
Niewymówione, nadspodziewane jest?
Będzie tam to, co dajemy, czego chcemy dla innych.
Mlaskanie ptaka w cienistej tajemniczej alei,
Salamandra kąpie się w miodowym świetle,
Liszaj uroczyście oplata przydrożny kamień;
Śmiech i serso u białych strojnych altan.

tomek